poniedziałek, 25 maja 2015

Rebecka. 리브가.

[...] To prawda co mówią. Dobro nie może przetrwać w dzisiejszym świecie. Jesteś zbyt dobra, Rebecko.
Znowu dopada ją strach. Ten sam, który czuła, kiedy rankiem po śmierci Eliasa ktoś ją śledził. Ten sam, który wczoraj czuła, wiedząc, że jest obserwowana.
To ty - myśli Rebecka. Puls dudni jej w uszach. - Kim jesteś ?
Wstań. 
Ciało Rebecki od razu wstaje tak naturalnie, jakby sama tego chciała. 
Otwórz drzwi na poddasze i idź schodami na górę. 
Nogi zaczynają poruszać się automatycznie. Dopiero teraz dostrzega, że drzwi na poddasze są uchylone. 
Próbuje się zatrzymać, nie iść tam, ale nagle czuje opór, coś co ją blokuje.
Robi jej się ciemno przed oczami i czuje, że krew z nosa ścieka na górną wargę i spływa do ust. Ma smak metalu, ziemi i słodyczy.
Nie walcz z tym. To nie ma sensu.
   Schody na poddasze są wąskie. Powoli idzie nimi stopień za stopniem. 
Czego chcesz ? - Pyta Rebecka, choć właściwie już zna odpowiedź, wszystko zbyt dobrze rozumie. W taki właśnie sposób zmarł Elias. Właśnie tak do tego doszło. 
Stoi na górze, u szczytu schodów. Jest tu dwoje drzwi. Wąskie, drewniane prowadzące na poddasze i metalowe prowadzące na zewnątrz. Na dach. 
Rebecka widzi swoją dłoń, która się wyciąga i naciska na klamkę metalowych drzwi. Kiedy drzwi się otwierają, wiatr uderza ją prosto w twarz. Na niebieskim niebie gonią się białe chmury. 
Elias cierpiał. Uwolniłem go od bólu. Wyświadczam wam przysługę, Rebecko.
Błagam, ja nie chcę... Mam rodzinę, Jacoba, który mnie kocha... Nie mogę ich zostawić. - Panika sprawia, że trudno jej sformułować myśli. 
Oni wszyscy sobie poradzą. Lepiej odejść teraz i pozostać na zawsze idealną w ich wspomnieniach. 
   Stopy Rebecki przekraczają próg. Dach jest wyłożony czarną, połyskującą, smołowaną papą, która chrzęści pod jej nogami, kiedy podchodzi do krawędzi. 
Już nigdy nie będziesz musiała cierpieć.
Głos w środku jej głowy brzmi uwodzicielsko. Jakby był jedynym głosem na całym świecie, który naprawdę się nią przejmuje, i dlatego zmusza się z całej siły, by go nie słuchać.
Ale ja chcę żyć!  Chcę cierpieć! - wykrzykuje Rebecka 
   Nogi zatrzymują się o krok od krawędzi. Rebecka widzi szkolny dziedziniec tam, w dole, martwe drzewa i czarny asfalt, który znowu wypełnił długa wyrwę. Tutaj z góry wygląda to jak świeżo zabliźniona rana. Widzi drogę, którą właśnie przejeżdża autobus. Kilkoro uczniów biegnących na przystanek. Gdyby któryś z nich mógł spojrzeć w górę. 
Błagam, błagam pozwól mi żyć - myśli Rebecka.
   Nagle czuje wahanie tego innego bytu w swoim ciele. 
Nogi nie są bezwładne. Jeśli tylko trochę bardziej się wysili, będzie mogła odwrócić się od krawędzi dachu, jeśli tylko się skoncentruje...
Zaciska pięści. Zaczyna odzyskiwać kontrolę. 
Nie. Nie rób tego. Nie unikniesz w ten sposób problemów. Zaufaj mi. 
Głos znowu tam jest. Rebecka czuje wyraźnie, jak głos nią manipuluje. Prawie podejmuje jego grę. Ponownie robi krok do przodu. Teraz już pół buta zwisa swobodnie z krawędzi dachu.
   Dociera ją straszny ból głowy. Jakby mózg rozszerzył się i prawie pękał. Rebecka czuje napięcie i ucisk pod czaszką. Rękoma obejmuje głowę, jakby chciała zapobiec jej pęknięciu. Kolejna strużka krwi wypływa jej z nosa.
   Obcy byt daje w końcu za wygraną i Rebecka chwieje się na krawędzi dachu. Ssie ją w żołądku, kiedy widzi szkolny dziedziniec tam w dole. 
   Odsuwa się od krawędzi i pada papę. Nie ma siły się podnieść, a tym bardziej zejść z powrotem.
Szuka po omacku w torbie, aż znajduje komórkę. Najpierw ma zamiar zadzwonić do Jacoba, ale uświadamia sobie, że nie umiałaby mu wytłumaczyć, co robi to na górze. Musi zadzwonić do Linnéi. 
   Słyszy kroki na schodach. 
Nie odwracaj się. Cholera, nie odwracaj się. 
Nie słucha już głosu. Odwraca się. Na sekundę oślepia ją słońce. Musi przyłożyć dłonie do oczu , żeby zobaczyć, kto stoi w drzwiach. 
   Rebeckę ogarnia spokój. 
- Cześć - mówi - Skąd wiedziałeś, że tu jestem ? 
Wszystko spieprzyłeś, Jacobie. 


piątek, 22 maja 2015

Elias. 엘리아스.

   [...] Elias otwiera drzwi do toalet i wślizguje się do środka. 
Zamyka je ostrożnie i stara się oddychać jak najciszej. Nasłuchuje. Jedynym dźwiękiem na całym jego świecie jest znikający w oddali ryk motocykla. 
Elias przystawia ucho do drzwi. 
Nic nie słyszy. Ale wie. Ktoś tam stoi. Po drugiej stronie.
Elias.
Szept jest teraz wyraźniejszy, ale Elias jest święcie przekonany, że to wytwór jego głowy.
Stało się, oszalałem - myśli o od razu słyszy głos. 
Tak. Oszalałeś. 
Spogląda w okno, na bladoniebieskie niebo. Białe kafelki błyszczą. W środku jest zimno. Przepełnia go dojmująca samotność. 
Odwróć się. 
Elias nie chce, ale mimo to powoli się odwraca. Jakby nie panował już nad własnym ciałem. Głos kieruje nim, jakby był marionetką z mięska i krwi. 
   Stoi przed trzema umywalkami, nad którymi wiszą lustra. Kiedy widzi swoją twarz, ma ochotę zamknąć oczy, ale nie może.
Stłucz lustro. 
Ciało Eliasa jest posłuszne. Zaciska dłoń na uchwycie torby materiału i wymachuje nią w powietrzu. 
Dźwięk tłuczonego lustra odbija się echem między ścianami wyłożonymi kafelkami. Duże odłamki wpadają do umywalki, a tam z brzękiem rozpadają się na drobniejsze kawałki. 
Ktoś musiał usłyszeć - myśli Elias. Błagam, ktoś musiał usłyszeć.
Ale nikt nie przychodzi. Są tylko on i głos w jego głowie.
Ciało Eliasa podchodzi do umywalki i podnosi największy odłamek. Elias rozumie, co się wydarzy. Strach wywołuje zawroty głowy. 
Jesteś zepsuty. Nie do naprawienia. 
Powoli wycofuje się do jednej z otwartych kabin. 
Niebawem będzie po wszystkim. Niebawem nigdy już nie będziesz musiał się bać. 
Głos brzmi teraz prawie pocieszająco.
Elias zamyka się w kabinie i opada na muszlę klozetową. Walczy, żeby otworzyć usta, walczy, żeby krzyczeć. 
Uścisk na odłamku szkła robi się mocniejszy i ostre kanty przecinają dłoń.
Żadnego bólu. 
Nie czuje żadnego bólu. Widzi krew sączącą się z dłoni i kapiącą na szarą, klinkierową posadzkę, ale nic nie czuje. 
Ciało jest zdrętwiałe. Pozostały tylko myśli. I głos. 
Życie nie będzie lepsze. Lepiej je teraz zakończyć. Unikniesz bólu. Unikniesz rozczarowań. Nigdy nie byłoby lepiej, Elias. Życie to tylko upokarzająca walka. Martwi są szczęśliwi. 
Elias nie próbuje stawiać oporu, kiedy odłamem szkła tnie przez rękaw swetra i odsłania skórę. 
Myśli o swoich rodzicach, o swojej przyjaciółce Linnéi.. Poradzą sobie, na pewno - myśli Elias. Kocham was -myśli, kiedy ostry odłamek robi w skórze pierwsze cięcie. 
Tnie się całkiem inaczej, niż robił to kiedykolwiek wcześniej. Głęboko i konsekwentnie. 
Elias, niebawem będzie po wszystkim. Jeszcze trochę. Potem będzie po wszystkim. Tak dużo wycierpiałeś. 
Krew gwałtownie bucha z jego ramienia. Elias widzi to, ale nic nie czuje, a przed oczami tańczą mu czarne plamki. Tańczą i jest och coraz więcej, aż łączą się w jedno i cały świat staje się zupełnie czarny. Ostatnim odgłosem, jaki słyszy, są kroki na korytarzu. Osoba, która tam jest, już się nie skrada. Nie ma takiej potrzeby. 
   Elias próbuje trzymać się blisko Linnéi. Jak wtedy, kiedy był mały i miał nadzieję, że nie będą mu się śnić koszmary, jeśli przed zaśnięciem będzie myślał o czymś miłym.
   Wybacz mi. 
Sam nie wie, czy to on wypowiedział te słowa, czy zrobił to głos. 
   I wtedy czuje ból...